poniedziałek, 28 stycznia 2013

Praca w Chinach: Kwestią ...szczęścia i umiejętności


Magdalena Majorek wyjechała w 2008 roku do Szanghaju, w ślad za mężem, któremu zaproponowano kontrakt w Chinach. Oferta była na tyle ciekawa, a aura orientu na tyle silna, że nie zastanawiała się długo by to zrobić. Porzuciła swoją karierę zawodową – nie mając zupełnie żadnych planów na Chiny. Jednak z 10-letnim doświadczeniem w pracy w DDB Warsaw patrzyła optymistycznie w przyszłość.

Jej pierwszą pracą w Państwie Środka był dwumiesięczny projekt w agencji DDB Guanming. Następnie przez ponad trzy lata zajmowała się koordynacją projektów General Motors w Chinach oraz w innych krajach Azji i Pacyfiku, Bliskiego Wschodu, Afryki i Rosji w agencji McCann Erickson Guanming.


Przed jakimi wyzwaniami stanęłaś lądując w Szanghaju?
Musiałam zorganizować sobie i naszej rodzinie życie od nowa, więc wyzwań było sporo. Większość z nich była typowa dla osób przybywających do nowego kraju – znaleźć i urządzić mieszkanie, wybrać szkołę dla dziecka, zadbać o wszelkie prawne dokumenty pozwalające na legalny pobyt w Chinach, itp. Nie mówię już o sprawach tak prostych, jak – zorientowanie się, gdzie robić zakupy, gdzie iść do fryzjera, do którego lekarza się udać, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wyzwaniem był także brak znajomości języka mandaryńskiego, mimo że Szanghaj wydaje się być bardzo nowoczesnym miastem, pełnym zachodnich ekspatów i turystów, gdzie obecne są niemalże wszystkie międzynarodowe korporacje.

Ponieważ chciałam być dalej aktywna zawodowo, moim największym wyzwaniem było jednak znalezienie pracy. Brak znajomości w Chinach, czyli guanxi, ogromnie utrudnia życie i oczywiście szukanie pracy.


Jak zatem udało Ci się znaleźć pierwszą pracę w Szanghaju?
Pierwszą pracę znalazłam dość szybko – już po niecałych dwóch miesiącach od przyjazdu do Chin. W znalezieniu tej pracy pomogły mi silne rekomendacje z warszawskiego biura DDB i oczywiście fakt, że obie organizację należały do tej samej sieci agencji reklamowych. Niemniej jednak w tym czasie skontaktowałam się ze wszystkimi największymi agencjami reklamowymi mającymi swoje biura w Szanghaju i odbyłam kilka rozmów kwalifikacyjnych.


Jak szukałaś pracy? Wysyłając życiorys bezpośrednio do agencji czy przez Headhunterów?
Podania wysyłałam bezpośrednio do agencji. Z headhunterami miałam niewiele do czynienia. Jedyną firmą, w której przedstawiłam swoją kandydaturę, była firma Hudson, specjalizująca się między innymi w wyszukiwaniu personelu do działów marketingu i agencji reklamowych.


Do kogo wysyłałaś życiorysy?
Niestety ciężko było trafić do konkretnych osób. Na recepcji nie chciano podawać kontaktów do menadżerów liniowych. Więc często wysyłałam podania na ogólny adres email agencji, tylko z dopiskiem HR.


Czy coś Cię szczególnie zaskoczyło podczas procesów rekrutacyjnych w Chinach?
Wszystkie zaproszenia na rozmowy kwalifikacyjne otrzymywałam telefonicznie. Po rozmowach nie otrzymałam żadnej informacji zwrotnej za wyjątkiem tych dwóch, które zakończyły się pomyślnie. Wtedy właściwie już w trakcie rozmowy było wiadomo, jaki jest jej rezultat.

W procesie rekrutacyjnym, który przyniósł mi pierwszy angaż, rekrutowana byłam przez Anglika. Nie byłam szczególnie zaskoczona sposobem rekrutacji. Także i kolejny proces rekrutacyjny był dość prosty. Zaproszenie na jedyną rozmowę kwalifikacyjną zakomunikował mi przez telefon sam mój późniejszy (chiński) szef. W spotkaniu wziął także udział szef agencji z Ameryki, będący akurat z wizytą w Szanghaju.


Częstym kryterium wyboru kandydatów w Chinach jest znajomość chińskiego rynku, chińskiego klienta? Czy można to kryterium ominąć?
To prawda, bardzo ważna jest znajomość chińskiego rynku, chińskiego klienta, chińskiej kultury, sposobu pracy, no i języka chińskiego. Ominięcie tego na początku (zanim się taka wiedzę nabędzie) jest chyba niestety kwestią ...szczęścia. Trzeba trafić na takie projekty/klientów, dla których takowa wiedza nie będzie istotna i mieć w zespole ludzi, którzy się na tym znają. Tak właśnie było w moim przypadku. Mój pierwszy projekt wymagał ode mnie przede wszystkim kompetencji związanych z zarządzaniem projektami, egzekwowaniu poszczególnych elementów projektu, umiejętności pracy pod presją czasu i sprostania wymaganiom klienta. Reszta zespołu wniosła znajomość chińskich realiów.


Czym różni się praca w agencji reklamowej w Polsce i w Chinach?
Na pierwszy rzut oka jest podobnie – brief od klienta, brief dla kreacji, propozycje kreatywne, akceptacja i realizacja. Przy bliższym poznaniu okazuje się, że praca nad propozycjami kreatywnymi w Chinach cięgnie się w nieskończoność. Klienci nie przestają wprowadzać kolejnych zmian i nowych pomysłów. Jest to dość frustrujące dla odpowiedzialnego zespołu.
Poza tym – tak, jak w Polsce, w agencji pracuje się do bardzo późnych godzin nocnych. Można założyć, że o godzinie 10 wieczorem spotka się zespół w komplecie, co niekoniecznie może się udać o 10 rano.


Jak przebiegała współpraca z Chińczykami?
Współpraca z lokalnym zespołem nie była taka prosta na samym początku. Nasze relacje musieliśmy sobie „wypracować”. Działo się to powoli, wspólne projekty dawały szanse poznania się wzajemnie. Relacje Chińczyk - cudzoziemiec są bardzo skomplikowane. Trzeba dobrze znać kulturę, mentalność Chińczyków, sposób ich myślenia i zachowania, żeby umieć postępować tak, by zostać zaakceptowanym. To żmudny proces, ale fascynujący.

Przede wszystkim nie wolno dopuścić do tego, żeby Chińczyk stracił swoją twarz. Dlatego nie należy nigdy krytykować go w obecności innych. Krytykę można jak najbardziej przeprowadzić, ale na osobności, wtedy gdy nikt inny już tego nie widzi.


Jak poradziłaś sobie z brakiem znajomości języka chińskiego?
Języka chińskiego uczyłam się bardzo krótko – tylko przez 3 miesiące. Dało mi to podstawy, które pozwalały funkcjonować w Szanghaju (poruszać się po mieście, robić zakupy, itd.). Większość ważnych spraw pomagał mi załatwić mój chiński zespół, który mówił biegle po angielsku.


Jakie rady miałabyś dla osób chcących przeprowadzić się do Szanghaju i szukać tam pracy w agencjach reklamowych?
To bardzo trudne pytanie. Nie wiem, czy miałabym jakaś taką złotą radę, która gwarantowałaby znalezienie pracy w Szanghaju. Myślę, że najlepiej zabiegać o „wysłanie siebie” przez swoją agencję-matkę.

Jeśli to nie jest możliwe, trzeba przyjechać do Chin, uzbroić się w cierpliwość i szukać. Poznawać ludzi, chodzić na spotkania networkingowe, traktować każdą rozmowę kwalifikacyjną jako możliwość poszerzenia własnej sieci kontaktów, wysyłać życiorysy i liczyć, że trafi się na agencję, która akurat będzie potrzebowała naszych umiejętności.


Dziękuję bardzo za rozmowę.

piątek, 25 stycznia 2013

wtorek, 8 stycznia 2013

Własna strona internetowa zamiast życiorysu


Czy warto założyć osobistą stronę internetową?

Wiele firm oferuje dzisiaj założenie własnej strony internetowej za darmo. Nie wymaga to umiejętności programowania, własną stronę można mieć i w 5 minut.

Dla ludzi aktywnych zawodowo istnieje wiele powodów, by założyć własną stronę www. Własny adres internetowy i profesjonalnie przygotowana strona to przede wszystkim budowanie wizerunku osoby nowoczesnej, zaznajomionej z trendami, odważnej – a to wszystko cechy, które odgrywają dzisiaj ważną rolę na rynku pracy.

Na osobistej stronie można zamieścić informacje o sobie, swoich kompetencjach i dokonaniach. Można tu także publikować linki do artykułów prasowych, w których zawarte zostały własne wypowiedzi, prezentować portfolio dokonań i załączać filmy o przeprowadzonych projektach. Można także prowadzić bloga o tematach zawodowych.

Kolejnym plusem posiadania własnego adresu www jest profesjonalny adres poczty. Adres jan@nowak.pl wygląda nie tylko bardziej profesjonalnie niż adresy darmowych systemów pocztowych, ale świadczy także o tym, że kandydat nie jest laikiem w dziedzinie internetu. Dodatkowo wiadomości mailowe wysyłane z konta pocztowego we własnej domenie nie zawierają reklam.

Własną stronę internetową można wyprofilować w internecie zarówno pod kątem danych personalnych, jak i haseł związanych z branżą właściciela strony. Dzięki takiemu wypozycjonowaniu stronę będzie można łatwiej znaleźć w internecie.

Niemniej jednak własna strona internetowa może być dość nieużyteczna z perspektywy aktywnego ubiegania się o pracę. Po pierwsze wadą strony może być zbyt ogólnikowe ujęcie doświadczenia kandydata, bo brakować jej będzie ujęcia elementów istotnych dla konkretnej oferty pracy. Po drugie informacje na stronie trudno jest zapisać do pliku i wydrukować, chyba że życiorys jest tam do dyspozycji jako plik PDF lub WORD. Pojawia się wtedy jednak pytanie, dlaczego nie został on wysłany bezpośrednio do rekrutera, a kandydat w gruncie rzeczy utrudnia rekruterowi pracę. Po trzecie zamieszczanie linku do strony jako sposób na obejście braku miejsca w formularzu zgłoszeniowym rzadko kiedy działa na korzyść kandydata. Rekruterzy z reguły nie mają czasu by klikać na linki i tylko w wyjątkowych przypadkach zapoznają się z treścią strony. Po czwarte opatrzenie osobistej strony kodem dostępu potęguje nakład pracy rekrutera w drodze do zapoznania się z naszym profilem i może prowadzić do odrzucenia naszej kandydatury.

Analizując więc zalety i wady strony można stwierdzić, że tak naprawdę zaleca się je osobom z branży internetowej i kreatywnej, dla których internet jest narzędziem pracy, które w ten sposób mogą przedstawić zbiór swoich wcześniej wykonanych prac. Kandydaci ze wszystkich innych grup zawodowych mogą ograniczyć się do założenia profilu w portalu społecznościowym dla profesjonalistów, aby dać się szybciej znaleźć osobie rekrutującej pracowników. Ale taki profil musi być przygotowany bezbłędnie i atrakcyjnie, wtedy przekonuje rekrutera. Ale to już inny temat na naszym blogu.

Do zobaczenia wkrótce !